Radew jest mało uczęszczaną, piękną , dziką rzeką. Nie należy zbyt wiele o niej opowiadać ani zbyt długo opisywać. Trzeba ją po prostu zobaczyć. Radew (niem. Radüe) – rzeka w północno-zachodniej części Polski, prawobrzeżny dopływ Parsęty (w górnym biegu Debrzyca). Płynie przez Pojezierze Pomorskie i Pobrzeże Koszalińskie (woj. zachodniopomorskie).
Długość rzeki – 83 km, powierzchnia dorzecza – 1091,5 km
Radew stanowi piękny szlak turystyki kajakowej, mimo że jest dość uciążliwy. Przepłynięcie całej Radwi wymaga dużego wysiłku i walki z przeszkodami, szczególnie w górnym i środkowym odcinku rzeki.
Źródła Radwi znajdują się niedaleko wsi Żydowo na płn. od Drzewian, na Pojezierzu Bytowskim (ok. 8 km na wschód od Bobolic). Płynie przez jezioro Kwiecko, z którego ,,wychodzi” już jako Radew
Górna Radew, czyli rzeka "zwałkowa"
Górny odcinek Radwi (pierwsze 30 kilometrów) jest bardzo uciążliwy i trudno na nim o miejsca biwakowe. Można tak jak w artykule pana Adama Rohatyńskiego, który pięknie opisał rzekę w artykule ,,Radew jest … mokra” zamieszczonym w WIOŚLE nr. 2/2007,( kontakt mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.) założyć bazę nad jeziorem Rosnowskim(na 35 kilometrze) i stąd dojechać na górną Radew z pustymi kajakami (rozstawianie samochodów). Przepłynięcie pierwszych trzydziestu kilometrów zajmuje około 3 dni. Mamy więc średnią około 10 km dziennie.
Źródła Radwi znajdują się niedaleko wsi Żydowo na płn. od Drzewian, na Pojezierzu Bytowskim (ok. 8 km na wschód od Bobolic). Płynie przez jezioro Kwiecko, z którego ,,wychodzi” już jako Radew
Duże wrażenie robi elektrownia szczytowo-pompowa, wykorzystująca różnicę poziomów pomiędzy jeziorem Kwiecko, a znajdującym się 80 m. wyżej jeziorem Kamienno. Woda spada z wyższego jeziora trzema potężnymi rurami i napędza turbiny. Następnie (o innej porze dnia) pompowana jest z powrotem pod górkę. To sprawia, że poziom wody w jeziorze Kwiecko ulega dużym wahaniom.
Kajaki wodujemy przy polu biwakowym w pobliżu elektrowni i płyniemy przez jezioro. Pokonujemy przenoskę na jazie na końcu jeziora (też element systemu elektrowni, pełniący funkcję ,,korka”). Na rzece musimy przedzierać się przez zwalone drzewa, gałęzie, trzciny, które na długim odcinku zarastają koryto rzeki.
Początkowo Radew płynie w wąskiej dolinie wśród lasów.
Przez jeziora
Przepływa przez jezioro Rosnowskie. Jest to jezioro rynnowe, z malowniczą sosnową wyspą.
W pobliskim Rosnowie zajrzyjcie do ,,Gospody u Zdzicha” . Znajduje się za wypływem kanału z jeziora Rosnowskiego, po lewej stronie. W gospodzie wystawione są liczne pamiątki z lotniczej przeszłości właściciela. Znajdziecie tutaj również pole namiotowe, ośrodki wczasowe, sklepy.
Po przepłynięciu krótkiego odcinka Kanałem Rosnowskim mamy największą przenoskę na elektrowni o różnicy poziomów 16 metrów. Pokonywanie z pełnymi kajakami stromego trawiastego zbocza stanowi spore wyzwanie. Na przenosce bardzo przydatny jest wózek kajakowy.
Za elektrownią zaczyna się sztuczne Jezioro Hajka.
W roku 1965, w czasie swojego spływu Radwią, biwakował nad nim ówczesny biskup krakowski Karol Wojtyła. Piękny biwak w lesie mieszanym, prawie na końcu jeziora.
Dolna Radew Za jeziorem Hajka (ostatnie na szlaku) rzeka jest ładna i szeroka. Jej przepłynięcie zajmuje kolejne 3 dni. Bezpośrednio za jeziorem na odcinku 5 km., mamy 3 stałe przenoski różnego rodzaju – elektrownia (kończąca jezioro), młyn i jaz.
Co jakiś czas pojawiają się drzewa przegradzające rzekę, jednak zdecydowanie rzadziej niż na początk . Woda na tym odcinku jest głęboka i nie można bezkarnie wysiadać z kajaka.
Dopływamy do wsi Nosowo i pokonujemy ostatnie duże przeszkody na Radwi. Kończy się las. Dwie godziny dalej można urządzić biwak na terenie ośrodka ,,Petrico” w Krzywopłotach, tuż przed Karlinem, w którym Radew uchodzi do Parsęty. ,,Petrico” to ośrodek szkoleniowo- wypoczynkowy znajdujący się pomiędzy Radwią, a drogą krajową E28.
Przed ujściem skręca szerokim łukiem na północ. Dolina rzeczna jest tu znacznie szersza, na jej dnie widoczne są stare zakola.
Miejscowości, przez które przepływa Radew: Żabiniec, Bobrowo, Mostowo, Rosnowo, Niedalino, Wronie Gniazdo, Białogórzyno, Nosowo, Parsowo, Karlino.
Dolina rzeki została objęta obszarem chronionego krajobrazu "Dolina Radwi" oraz obszarem sieci Natura 2000 – Dolina Radwi, Chocieli i Chotli.
Radew nie jest idealnym szlakiem na spływy rodzinne. Nie jest też szlakiem dla zupełnie początkujących. Jest to rzeka dla małej grupy zapalonych kajakarzy, którzy na pewno będą mieli dużo satysfakcji z jej przepłynięcia.
Górna Radew nie jest dobrym szlakiem dla kanadyjek ( trudości z przeciśnięciem się pod niskimi „zwałkami”).
Elektrownie na trasie
W Rosnowie na Radwi (44,7 km) zlokalizowana jest mała elektrownia wodna o łącznej mocy 3300 kW.
W Niedalinie (36,0 km) zlokalizowana jest mała elektrownia wodna o nominalnej mocy zainstalowanej 1100 kW.
W Karlinie bezpośrednio poniżej mostu drogowego Karlino-Białogard znajduje się stały próg, za pomocą, którego wody Radwi kierowane są na kanał energetyczny i na małą elektrownię wodną o mocy 155 kW. Dalej wody odpływają do rzeki Parsęty. Przy turbinowni tej elektrowni wykonano przepławkę dla ryb.
Spływ w pigułce
Trasa:
Radew na odcinku od jeziora Kwiecko do Karlina około 83 km. Na przebycie szlaku potrzeba 6 -7 dni.
Charakterystyka trasy:
Radew należy zaliczyć do malowniczych, ale dość uciążliwych(6 stałych przenosek oraz duża ilość naturalnych przeszkód, zwłaszcza w górnym odcinku) rzeki. Prawie na całej długości przepływa przez tereny zalesione.
Kilometraż
Górna Radew
Jezioro Kwiecko - jezioro Rosnowskie - 29 km
Na tym odcinku Radew jest wąską, leśną rzeką o znacznej uciążliwości(duża ilość naturalnych przeszkód)
Trudno jest również o dobre pola biwakowe,
0,0 Początek szlaku Pole biwakowe niestrzeżone położone około 100m. na płd. od elektrowni Żydowo.
2.0(x) Wypływ Radwi z jeziora Kwiecko. Jaz. Droga gruntowa.
5.0 Most nieczynnej linii kolejowej.
7.4 Most na drodze gruntowej (Cybulino- Chocimino)
10.6 Most na drodze asfaltowej (droga drugorzędna nr 268)
12.1 Niewielki dopływ prawobrzeżny ( pod prąd 50 metrów do leśniczówki)
16.6 Most w lesie (sprawia wrażenie nieużywanego)
?(x) Zniszczony drewniany mostek. Zmieściła się tylko ,,jedynka”
29.0 rzeka poszerza się – początek jeziora Rosnowskiego
Radew Środkowa
jeziora zaporowe - 15km
29,8 Most przez jezioro Rosnowskie, droga krajowa nr 11
36.3 Wypływ starego koryta Radwi z jeziora, zastawka. Uwaga! Nie płyniemy starym korytem(brak wody, liczne przeszkody), lecz kierujemy się na płd. do Kanału Rosnowskiego( kanał energetyczny), którym możemy płynąć po uprzednim uzyskaniu pozwolenia. Wlot kanału znajdziemy 300 metrów dalej po lewej stronie. Przepływamy pod mostem drogowym i płyniemy kanałem.
36.5 Wypływ Kanału Rosnowskiego z jeziora Rosnowskiego, 50m dalej, po lewej, „Gospoda u Zdzicha”.
38.7(x) Elektrownia. Przenoska lewym brzegiem na drugą stronę elektrowni. Różnica poziomów 16 metrów. Jesteśmy na jeziorze Hajka. Na brzegach jeziora jest kilka miejsc biwakowych, większość prywatnych.
39.7 Połączenie ze starym korytem Radwi.
43.6(x) Elektrownia, koniec jeziora Hajka, przenoska lewym brzegiem. Różnica poziomów 7 metrów. Poniżej elektrowni płyniemy starym korytem Radwi i dopływamy do kolejnej przegrody, tym razem młyna.
Dolna Radew
koniec jeziora Hajka-Karlino – 36km
45.9(x) Młyn Niedalino. Przenoszenie kajaków koło młyna do kanału lub koło stalowej śluzy do rzeki.
46.2 Most Niedalino, droga do sklepu.
48.5 Zastawka – stawy hodowlane.
49.2 Dopływ z lewej, rzeka Chotla.
51.0 Most – osada Wronie Gniazdo, za mostem na lewym brzegu dogodne miejsce do biwakowania. Po drodze tuż za miejscowością przeszkody w postaci kołków wbitych w dno rzeki. Lasy ustępują miejsca polom i łąkom. Rzeka cały czas zmienia kierunek i meandruje. Po ponad godzinie dopływamy do wsi, najbliższe zabudowania znajdują się około 100m od rzeki.
54.7 Białogórzyno – wieś rozlokowana na lewym brzegu Radwi, bez mostu. Do sklepu ok. 1.5km przystanek PKS, poczta oraz zabytkowy szachulcowy kościół z 1838 roku.Za wsią rzeka płynie nadal bez zmian, aż do śluzy( na miejscu betonowego progu) koło kolonii Białogórzynko powstałej na potrzeby kolejnej bardzo dużej hodowli pstrąga tęczowego.
55.5 (x) Jaz, hodowla pstrągów. Uwaga! Silny nurt z odwojem. Przenosimy kajaki lewą stroną. Spływ dalej nie nastręcza trudności, dopływamy do kolejnego małego zwaliska, przenosimy kajaki i płyniemy dalej. Mijamy prawobrzeżny dopływ – rzeka Czarna i dopływamy do mostu.
58.7 Most kolejowy linii Koszalin-Białogard. Płyniemy pod mostem bez przeszkód. Rzeka płynie wśród leśnych łąk i lasów. W rzece coraz więcej podwodnych przeszkód oraz zwalisk drzew.
Nosowo – Karlino długość odcinka 15 km
65.0 Nosowo – za mostem, sklep, restauracja(w pięknym pałacu blisko mostu, możliwość noclegu). Na wysokości pałacu mamy pierwsze zwalisko, kajaki przenosimy lewą stroną. Płyniemy dalej i napotykamy dwa kolejne zwaliska. Po minięciu pałacowego parku las zagęszcza się, korony drzew tworzą zielone sklepienie. Skręcamy po łuku w lewo i napotykamy kolejne zwalisko na wysokości skarpy(prawy brzeg).
66.0 (x) Zwalisko drzew(drugie, licząc od mostu w Nosowie), przenosimy kajaki lewym brzegiem. Po około 150 m dalej mamy zwalisko, które pokonujemy płynąc zygzakiem z prawej strony na lewą. Płyniemy dalej i po ok. 300 m czeka nas kolejne przenoszenie przez zwalisko, które możliwe jest do przepłynięcia, ale tylko przy dużej wodzie. Po minięciu zwalisk wypływamy na otwartą, porośniętą trzciną przestrzeń. Na wysokości wsi Żelimucha wpływamy ponownie w las. Kilka zakrętów i płyniemy do mostu drogowego na trasie Białogard- Koszalin.
71.5 Most na drodze nr 166.Cztery kilometry dalej mijamy nitkę gazową nad rzeką i dopływamy do….
76.2 Ośrodek wypoczynkowy - szkoleniowy „Petrico Park” w Krzywopłotach, gdzie znajduje się dobre miejsce na biwak z całym potrzebnym zapleczem.
78.1 Karlino - most drogowy na trasie Szczecin- Koszalin.
80.0 Karlino wysoki, ceglany most kolejowy (bezpośrednio przed ujściem Radwi do Parsęty). Tutaj znajduje się kompleks rekreacyjno-sportowy z przystanią kajakową, polem namiotowym i kempingowym oraz całym niezbędnym zapleczem. Tuż za mostem drogowym Białogard – Karlino, wodospad. Kajaki przenosimy lewym brzegiem. Po około 300 metrach dopływamy do Parsęty. Stąd do Kołobrzegu 49km Parsętą.
x – przenoska
? – trudność w podaniu kilometrażu
Radew jest piękna! Według nieżyjącego Jerzego Kubrychta
No, może nie tak piękna jak Piława, jak Pliszka, jak Płociczna (nie wiadomo, czemu zamknięta dla turystów), ale czysta, w znacznej części bezludna i, co najważniejsze, w znacznej części płynąca w lesie.
Wstęp
Na spływ przeznaczamy conajmniej 7 dni. Nic nie stoi na przeszkodzie zatrzymania się nad pięknymi jeziorami na dalszych 7 dni. Zakończenie spływu w Kołobrzegu; ostatni odcinek płyniemy Parsętą. A początek w miejscowości Żydowo - ok. 15km na zachód od Miastka.
W Żydowie dwa jeziora: Kamienne, położone wysoko i Kwiecko - stanowiące początek naszego spływu - kilkadziesiąt metrów niżej. Taką różnicę poziomów wykorzystano w wybudowanej elektrowni. Działa ona tylko w godzinach najwyższego zapotrzebowania na energię elektryczną, a że jest to elektrownia niemałej mocy, szybko pochłania wody w jeziorze górnym. Za to w okresie gdy energia elektryczna jest tania, woda z dolnego jeziora Kwiecko pompowana jest z powrotem w górę do jeziora Kamiennego. Podobno ten proceder jest opłacalny, a elektrownia ma znaczenie strategiczne.
Jezioro Kwiecko bardzo malownicze, z dużą wyspą, niestety nie nadającą się do zamieszkania. Prawie całe w lesie. W okolicy elektrowni dzikie pola biwakowe tradycyjnie okupowane przez zmotoryzowanych "kempingowiczów" z rodzinami. Tam też wodujemy. Pewnym minusem jeziora jest nieprzyjemny mulisty osadzik na brzegach, po obniżeniu poziomu wody, a poziom tu waha się nieustannie. Pomimo tego woda w Kwiecku jest przejrzysta i zachęca do kąpieli. Nie obawiajmy się, że wahania poziomu jeziora wpływają na poziom wody w Radwi. Nic z tych rzeczy - przepływ wody z jeziora jest stały, gwarantuje to system niewidocznych "syfonów", a poziom wody w jeziorze jest zawsze wyższy niż w rzece.
Radew nie sprawia żadnych trudności nawigacyjnych. Jest więc szlakiem łatwym, a uciążliwość spływu wynosząca na początkowym odcinku 5 maleje stopniowo do 1.
Ocenę malowniczości szlaku pozostawiam Czytelnikowi. Ja przydzielam Radwi **, czasem ***, a Parsęcie ***, **, *. (Im bliżej morza, tym mniej malowniczo.)
Bardzo leniwi turyści mogą rozpoczynać spływ nieco niżej, od jednego z mostów nad Radwią, ale stracą najpiękniejszy odcinek dzikiej rzeczki.
Dzień 1
Do Zydowa przybyliśmy późnym popołudniem. Zjechaliśmy drogą do elektrowni serpentynami w dół, prawie do samego zakładu, przed którym skorzystaliśmy z chwilowej "gościny" wczasowiczów biwakujących na dzikim kempingu, przygotowaliśmy herbatę i kanapki, załadowaliśmy cały dobytek na kajaki i w drogę! Płyniemy przy prawym brzegu jeziora do miejsca, gdzie skręca ono w lewo tworząc malowniczą zatokę. Jednak malowniczo jest tylko przy wysokiej wodzie; przy niskiej, w płytkiej zatoce odsłaniana jest roślinność podwodna tworząca podwiędnięte kępy zieleniny. Środkiem zatoki docieramy do zastawki, która ma tu postać wału ziemnego wyłożonego płytami betonowymi "dziurowanymi". Od biedy można na nich lądować, lub korzystać z zagłębiających się w wodzie schodków wiodących na samą górę. Przy nich wodowskaz. Niestety przy niskiej wodzie oprócz osadu mułu niepomyślny wiatr może przywiać na zaporę szczątki wodorostów. Po drugiej stronie woda z jeziora "ujęta" gdzieś na głębinie wypływa z wielkiej rury tworząc piękny prysznic dla spragnionych kąpieli. Woda bardzo przejrzysta, dno kamienisto-żwirowe, wysoki las, strome, bardzo wysokie zbocza dolinki.
Holujemy 300m i po lewej wygodna półka na niewielki biwak. Warto nabrać sił, bo i słońce zniża się coraz bardziej, i głód daje się już nam we znaki (obiadu nie było, tylko spóźnione drugie śniadanie). Na kolację ryż z mielonką i sosem, ale bez grzybów, bo te nie obrodziły.
Dzień 2
Wędrujemy dalej. Czasami można trochę płynąć, czasami przeciągać, przepychać, przenosić. odnosi się wrażenie, że nikt tędy nie pływa, a w każdym razie nie odwiedzają tego odcinka spływy masowe, bo i "przepustowość" rzeczki na to nie pozwoliłaby. Brzegi zawsze bardzo wysokie, czasem zbliżają się do siebie, tak że Radew płynie w leśnym parowie, czasem oddalają się ustępując miejsca łąkom, lub mokradełkom, lub laskom olchowym. Często koryto rzeki zarastają krzaki, zdarzają się też wąskie przejścia w trzcinach, szerokie brody, tak płytkie, że nawet holowanie pustego kajaka wymaga wysiłku, a oczywiście przewrócone drzewa zawsze układają się w poprzek koryta rzeki. W ciągu 3 pierwszych godzin współczynnik uciążliwości sięga 5.
Przepiękny, bardzo wysoki most kolejowy linii jednotorowej. Prawdziwy zabytek! Linia powstała w pierwszych latach naszego stulecia - obecnie od dawna rozebrana, ale nasypy i most pozostały jako atrakcyjny pomnik myśli technicznej naszych (pra)dziadów.
Stopniowo, stopniowo rzeka staje się coraz zasobniejsza w wodę. Brodząc po płyciznach wszędzie czujemy obecność zimnych źródełek. Niektóre szemrzą na zboczach doliny. Wody na herbatę nie musimy długo szukać. Jest znakomita. Pod mostem drogowym kłopotliwe spławianie po rumowisku.
Płynąć już można, ale co chwila rzekę coś przegradza. Czasem można to coś usunąć, czasem unieść, czasem zatopić, ale na ogół trzeba przez to coś przeleźć wraz z plecakiem przeciągając kajak.
Następny most i przy nim ruina młyna. Przenoska. Nie ryzykujemy uszkodzenia kajaków na nieuprzątniętej kipieli. To dopiero początek spływu, a właściwie, to jeszcze płynąć nie zaczęliśmy.
W sumie płyniemy 7 godzin. Biwakujemy zmęczeni na prawym brzegu w pobliżu linii elektrycznej poprowadzonej na niskich drewnianych słupach (nie ma na wojskowej mapie). Przepłynęliśmy 7 km osiągając niezłą przeciętną 1 km/godz. Zmęczeni, na kolację jemy chleb z mielonką i resztkami kiełbasy. Kaszę ugotujemy na śniadanie, teraz spać!
Dzień 3
Rano rzeczywiście gotujemy kaszę gryczaną, do niej konserwę w sosie własnego pomysłu, niestety bez grzybów. Wypływamy stosunkowo późno, bo po 11. Rzeka zmienia się nieco. Niesie znacznie więcej wody. Ilość przeszkód nie zmalała, ale poprzednie spływy przerąbały wiele przejść przez zwały. Oczywiście wiele przeszkód pozostało dla nas, ale płynie się znacznie łatwiej. Bez wysiadania przepływamy pod mostem na szosie o numerze trzycyfrowym. Dalej sporo mokradeł, brak dobrych biwaków, ale od czasu do czasu można coś suchego znaleźć. Przeciągamy kajaki przez bardzo zrujnowany, nieprzejezdny most drewniany z gęsto sterczącymi zardzewiałymi bretnalami.
Po niespełna 6 godzinach lądujemy na pięknym, wysokim biwaku leśnym. Celem naszym był spóźniony obiad, ale postanowiliśmy zostać tu do rana. (Tym razem obiad składał się z dwóch dań.) Pieszy spacer w głąb lądu pozwolił nam zorientować się w naszym położeniu. Znaleźliśmy się sto metrów przed drugim ujściem Zgniłej Strugi. Ta rzeczka jest wyjątkowo czysta, żadnego śladu zgnilizny w niej nie wypatrzyłem. Wody ma tyle, co Radew na początku szlaku.
Dzień 4
Czasu mamy w sumie tydzień, a do Kołobrzegu bardzo daleko. A jeśli ta przepiękna pogoda skończy się i zacznie padać? Jeszcze nie wiemy, że przeszkody "okresowe" w zasadzie skończyły się, że zostały już tylko te "stałe" w postaci elektrowni, młynów, pstrągarni i progów regulacyjnych.
Uwaga: Na wojskowej mapie 1:200000 kilka km za naszym biwakiem, tuz przed miejscem gdzie rzeka zmienia kierunek z płn. na zach. widnieje interesujace jezioro bez nazwy. Linia brzegowa mocno rozczłonkowana; od zachodu wdziera się duży zalesiony półwysep, brzeg wschodni to laki. Szkoda, ze to jedynie fata morgana utrwalona przez wojskowego kartografa. W naszym klimacie to bardzo rzadkie zjawisko (oczywiscie miraż, nie owoce dzialan kartografow).
Rzeka płynie dostojnie pomiędzy lasami, wzgórzami i mokradłami. Spotykamy rodzinę łabędzią. Uciekają. Prąd słabnie i powoli rzeka ustępuje miejsca jezioru. (Łabędzie wreszcie mogą się schować w jakiejś bocznej zatoczce.) Most na jeziorze zwiastuje miejscowość o odkrywczej nazwie Mostowo. Tu po raz pierwszy od startu w Żydowie spotykamy (obcych) ludzi. Lądując z prawej strony mostu znajdziemy się na parkingu samochodowym. Jest bar, ale nie ma sklepu. Wolimy jednak gotować samemu i nie tracić czasu w miejscu, gdzie na obrośniętych, bosych kajakarzy patrzą niechętnym okiem.
Jezioro nazywa się Rosnowskie. Jest bardzo długie, wąskie i całe w pięknym, wysokim lesie, a brzegi ma wyniosłe, suche z ogromnym wyborem miejsc biwakowych. Niestety, po niedzielnych turystach nikt nie sprząta, a oni sami najwyraźniej znakomicie czują się na śmietnisku! Założenie biwaku trzeba poprzedzić generalnym sprzątaniem. My zatrzymujemy się na szybki jednodaniowy obiad. Najszybszą potrawą biwakową jest oczywiście makaron. Robi się go metodą "bez odcedzania". (To mieszczański przesąd zużywać 4 litry wody na ugotowanie kilku porcji nitek, a czym to potem cedzić?) Spieszno nam do Rosnowa, bo tam są sklepy, a chleba mamy już bardzo niewiele.
W Rosnowie "legalne" pole namiotowe, duże (chyba wojskowe) bloki mieszkalne i stacja kolejowa - wąskotorowa. Na południe lotnisko wojskowe z odrzutowcami. Na jeziorze zakaz używania silników spalinowych, aby nie potęgować huku maszyn latających. Jedyną osobą upoważnioną do pływania motorówką jest Pan Policjant. Wymieniliśmy z nim gesty powitalne, gdy mijał nas na środku jeziora. Poza tym spotkaliśmy cichą "motorówkę" elektryczną.
Na mapie N-33-69/70 dalszy szlak zaznaczony jest wzdłuż Radwi, za zastawką widoczną z daleka na końcu jeziora. (Nie jest to prawdziwy koniec, bo jezioro skręca tu w lewo, czego z daleka nie widać.) Niestety na Radwi poniżej jeziora ilość przeszkód jest odwrotnie proporcjonalna do ilości wody w korycie rzeki. Wody jest niestety mało, bowiem znaczna jej część płynie kanałem roboczym do elektrowni. Proponuję wariant "kanałowy". Wylot kanału znajdziemy 300m w lewo od wylotu Radwi, za zastawkami i mostem kolejowym. Jest długi i nudny. Podczas ładnej pogody sporo kąpiących się dzieci i sporo wędkarzy. Czyżby tu lepiej brało niż w jeziorze? Płyniemy prawie 2 godziny. Za późno spostr
zegliśmy goniący nas od tyłu mały rzęsisty deszczyk. Nic to, po chwili znów pokazało się słońce, niestety już niepokojąco nisko.
Wreszcie elektrownia. Cicho, chyba nieczynna. Nie ma kogo pytać o zgodę na przenoskę. Udzielamy jej sobie sami. Kilka kursów po wygodnych schodkach (jest ich blisko 100, przy różnicy poziomów bez mała 20 m.) Szybko poszło. Jesteśmy na jeziorze Hajka. Jeszcze nie na głównym plosie, ale pora na biwak.
Stanęliśmy na lewym brzegu. Wcześniej, na prawym, tuż za przenoską osiedle domków rekreacyjnych, niestety w miejscu, które do kąpieli nie nadaje się. Jeszcze przed dobiciem do brzegu dał się słyszeć cichy pomruk elektrowni, która po przerwie wznowiła pracę. (Później dowiedzieliśmy się, że jest to elektrownia stosunkowo dużej mocy, i pracuje tylko w godzinach szczytu, bo zasoby wody nie starczają na pracę ciągłą.) Znów krótki deszczyk przeszkadza nam w rozbiciu namiotu. Czyżby pogoda miała się zmienić?
Przed zaśnięciem przypomniałem sobie o niewielkim przekłamaniu informacji przed laty. Drobna skaza na mojej ulubionej mapie przerobiła w nazwie naszego jeziora literę "H" na "B". Jutro dowiemy się, ile bajecznego piękna kryje to nowe jezioro na naszym szlaku.
Dzień 5
Pogoda nie planuje żadnych zmian. Zaczyna się wcześnie upał. W połowie jeziora kąpiel i krótki odpoczynek.
Rzeczywiście Hajka jest ładna, nieco szersza od Rosnowskiego, ale tak samo otoczona wysokim lasem, w którym wiele nielegalnych biwaków i kilka legalnych. Dopływamy do widocznej z daleka elektrowni. Ta jest czynna. Pan inżynier pozwolił na przenoskę i nawet zaprosił do obejrzenia wnętrza. Trzy turbiny przypominały do złudzenia ogromne alternatory samochodowe. Wszystko to w przestronnej, czystej, jasnej sali. (Wyobrażałem sobie urządzenia mechaniczne jak coś brudnego, ociekającego smarem, a tu wszystko działa w warunkach wręcz sterylnych, i to od kilkudziesięciu lat.) Różnica poziomów - 7 m.
Następny kilkudziesięciominutowy odcinek niczym się nie wyróżnił. Po prostu dopłynęliśmy do następnej dużej wsi i zatrzymał nas młyn ulokowany za niewielkim stawem. Warto zapytać młynarzy, gdzie wodować, bo wszystko zależy od pracy urządzeń: wodujemy albo w rzece, albo w kanale. Po kilkuset metrach koryta te się łączą, a most drogowy umożliwia spacer do "centrum handlowego". Znów płyniemy kilkadziesiąt minut do następnej przenoski przez zastawkę zapewniającą nawodnienie stawów hodowlanych ("pstrągarni"). Ta przenoska jest mała, kilkanaście zaledwie metrów. Po lewej największy dopływ - Chotla, też szlak kajakowy, ale bez niebieskich kropek na turystycznej mapie wojskowej.
Lasy odsuwają się, ustępując miejsca polom i łąkom, a kierunek trasy zmienia się na północny. Po paru godzinach płyniemy pod mostem kolejowym, za nim nieco dalej linia wysokiego napięcia na wysokich stalowych masztach. Po godzinie znów jesteśmy w lesie i zmęczeni długą trasą z przenoskami biwakujemy na lewym brzegu. (Na kolację jemy pilaw; to najprostsza potrawa biwakowa. I znakomicie smakuje na spływie.)
Dzień 6
To już ostatni nasz dzień na Radwi. Pogoda ustaliła się. Rzeka wciąż czysta, choć przed Karlinem wypatrzyliśmy mały dopływik o zapachu podejrzanym. (Rzeczywiście, jak poinformował nas wędkarz, woda przepływała w pobliżu popegeerowskiej tuczarni.) Ten jeden wyjątek nie zepsuł naszej opinii o Radwi. Cały jej dolny bieg oblegany był przez grupy dzieci i młodzieży korzystających z ostatnich dni wakacji.
W Karlinie przeszkoda w postaci wielkiego progu, mocno już rozmytego, nienadającego się do spływu. Taka atrakcja w centrum miasta!
Dalej smutny odcinek rzeki, od której miasto najwyraźniej odwróciło się. I wreszcie z lewej dopływ - niepozorny, nieciekawy. To Parsęta, która rzeczywiście robi wrażenie dopływu Radwi. Po chwili charakterystyczny huk wody za pobliskim mostem. Z daleka próg nie wygląda groźnie, a że płynę w kajaku sam, przyśpieszam i wpadam z rozpędem w kipiel. Że wyszedłem z tego sucho, zawdzięczam memu "pneumatycznemu" kajakowi, który producent nazwał "pełnomorskim". Każdy inny kajak bez fartucha musi tu nabrać wody. Składaki do takich szaleństw nie nadają się, chyba, że bez pasażera i bez większego bagażu
.
Za miastem Parsęta robi się rzeką piękną. Mieszkańcy Karlina uważają Radew za znacznie czyściejszą niż Parsętę, i chyba mają rację, aliści niżej młodzież bez obaw kąpała się w rzece aż do samego Kołobrzegu.
Nie musieliśmy długo czekać na następny próg. Jeszcze w granicach administracyjnych Karlina, którego wybudowania ciągną się wiele kilometrów. Próg jest podwójny i dość zniszczony; lepiej nie płynąć, chyba że tuż przy lewym brzegu, ale po rekonesansie pieszym. Płyniemy dalej piękną spokojną rzeką i po 10 km biwakujemy w starym lesie.
Dzień 7
Dopływamy do Kołobrzegu. Wieczorem. Parsęta z pięknej zrobiła się ładna,bo skończył się las, a pod koniec nudna, bo dolina przymorska niczym nie zachwyca. Dopiero przejazd przez Kołobrzeg był nieco ciekawszy.
Rano zaliczyliśmy trzeci próg (można płynąć, ale ostrożnie ze składakami). W Kołobrzegu pod pierwszym mostem mały "wodogrzmot" na blokach i kamieniach nieuprzątniętych przez budowniczych. Można przez to przepłynąć (np. po lewej). A gdzie lądować? Tam, gdzie w ogóle można przybić do brzegu, a więc na początku miasta, lub znacznie dalej, za podwójnym mostem drogowo-kolejowym. Wcześniej brzegi rzeki obramowano wysokim pionowym murem, na który wejście jest całkowicie niemożliwe. Spacerujący bulwarami mieszkańcy i kuracjusze obojętnie przyglądają się kajakom.
Mimo, że do stacji nie jest daleko, najpraktyczniej wynająć autodorożkę. Około godz. 23 wyjeżdża stąd kilka pociągów pośpiesznych do różnych miast Polski.
Zakończenie
To był jeden z najbardziej udanych spływów. Była pogoda, była czysta, bezludna rzeczka, były jeziora, lasy i ładne biwaki.
Gdybym wybrał się tu jeszcze raz, dokonałbym drobnych korekt w harmonogramie.
- Trasę etapu 2 można minimalnie skrócić,
- Na biwaku po etapie 3 można zostać jeszcze dzień - lasy są przepiękne,
- Etap 4 rozbić na dwa nocując także nad jez. Rosnowskim,
- Etap ostatni podzielić na dwa, by do kurortu przybyć przed południem i powierzając sprzęt dworcowej przechowalni, obejrzeć miasto i zaliczyć plażę.
Krótko mówiąc, bierzemy urlop od poniedziałku do piątku, wyjeżdżamy w piątek tuż po pracy, wracamy w poniedziałek nad ranem. "W pracy odpoczniesz" głosi piosenka pod tytułem "W Polskę płyniemy" (chyba, że coś przekręciłem...) Oczywiście to żart, bowiem nic tak nie pobudza aktywności pracownika, ucznia, studenta, jak udany spływ.
A spływ Radwią musi się udać!